1/05/2016

Pielęgnacja odzieży w czasie zimy

Zdjęcie. www.hangerproject.com

Jaka pogoda, każdy widzi.  Jednak zamiast cytować doniesienia telewizyjnych pogodynek, zdecydowałam się przygotować krótki wpis dotyczący zimowej pielęgnacji ubrań i butów. Ale do rzeczy…


Jak dbać o buty zimą?

Przy okazji notatki „Kilka uwag o wyrobach skórzanych” przedstawiłam podstawowe zasady pielęgnacji obuwia i galanterii skórzanej. Skoro zdecydowałam się powrócić dziś do tematu, czy to oznacza, że przestały one obowiązywać? Bynajmniej. Zima jednak (o czym warto pamiętać) rządzi się swoimi prawami…

Prawidłowe suszenie obuwia

…przede wszystkim wymaga z naszej strony sporej dawki cierpliwości. Powinno ono odbywać się z dala od bezpośredniego źródła ciepła (grzejnik, włączony piekarnik, etc.) – wysoka temperatura sprzyja przesuszeniom, deformacjom, a nawet pęknięciom materiału. Z kolei użytkowanie niedokładnie wysuszonego obuwia sprzyjać może rozwojowi mikroorganizmów.

Prawidłowe suszenie powinno przebiegać z wykorzystaniem prawideł. Jeśli nie posiadamy żadnej pary, wnętrze butów należy wypchać gałganami lub zwiniętymi gazetami. Co jakiś czas warto kontrolować stan takiego wypełnienia i zastępować go nowym.

Usuwanie śladów soli

Naszym wrogiem w walce z tego typu zabrudzeniami jest czas. Zwlekanie z ich usunięciem może pociągnąć za sobą konsekwencje w postaci trwałego uszkodzenia obuwia (nieestetyczne wżery).

Pierwszym etapem oczyszczania powinno być usunięcie piasku i zaschniętego błota za pomocą suchej szczoteczki. Następnie buty (najlepiej na prawidle albo wypełnione zwiniętymi gazetami) należy oczyścić na mokro, do tego celu wykorzystując specjalistyczne mydło do skór, ewentualnie łagodny szampon (np. przeznaczony dla niemowląt). Po wytarciu obuwia miękką, bawełnianą szmatką, należy pozostawić je na kilkanaście godzin do całkowitego wyschnięcia. Jeśli zabieg taki okaże się  nie dość skuteczny, warto przetestować dogłębnie oczyszczający, specjalistyczny odsalacz (np. firmy Tarrago). W warunkach „polowych” najlepiej używać nasączanych chusteczek, przeznaczonych specjalnie do pielęgnacji obuwia. Można nabyć je w sklepach z artykułami szewskimi.

Z uwagi na trudne warunki pogodowe sam krem może okazać się niewystarczający (co nie znaczy, że należy zrezygnować z jego stosowania). Można wówczas spróbować olei, tradycyjnie stosowanych do natłuszczania podeszwy skórzanej. Świetnie sprawdzą się w wypadku zaniedbanych cholewek, przywracając im odpowiedni stopień nawilżenia i, co nawet istotniejsze, estetyczny wygląd. Warto również rozważyć włączenie do zwyczajowego programu pielęgnacji dobrej jakości impregnatu w formie spreju.


Jak odświeżyć wełniany płaszcz bez wizyty w pralni?

Śledząc mojego bloga można odnieść osobliwe wrażenie, że szczotkowanie odzieży wełnianej to remedium na całe zło tego świata. No cóż… Bywa, że nawet i ono okazuje się niewystarczające. Często w toku użytkowania obserwujemy powstawanie na powierzchni zabrudzeń, których nie sposób usunąć mechanicznie. Mogą to być plamy spowodowane wilgocią lub (częściej) przebarwienia powstałe na skutek noszenia torebki lub plecaka. Czy można dać sobie z tym radę w domowym zaciszu? Oczywiście, o ile tylko uzbroimy się w odpowiedni produkt. Ze swojej strony mogę polecić odplamiacz marki Saphir, przeznaczony do oczyszczania skór szorstkich (zamszu, nubuku) oraz tkanin. Preparat należy przed użyciem rozcieńczyć za pomocą wody (w proporcji 1:1), a następnie nanieść szczoteczką na zanieczyszczoną powierzchnię. Szczoteczkę należy potem opłukać pod bieżącą wodą, po czym ponownie „przejechać” nią po wywabianej plamie. Specyfik ten znakomicie sprawdzi się także w wypadku odświeżania kożuchów naturalnych i syntetycznych. 

Jeśli naszą bolączką jest nieprzyjemny zapach, można pokusić się o odświeżenie wełnianego okrycia za pomocą wody z niewielkim dodatkiem octu spirytusowego. Ubranie należy takim roztworem spryskać z dużej odległości (ok. 30 cm) i pozostawić na jakiś czas na balkonie lub tarasie. Bez obaw – przykra woń octu łatwo wietrzeje, za to specyfik ów znakomicie neutralizuje aromat potu, komunikacji miejskiej czy lokalu gastronomicznego.

W wypadku zagnieceń najlepiej sprawdzi się profesjonalny steamer parowy. Jeśli jednak nie dysponujemy takim sprzętem (zwłaszcza, że stanowi on uzupełnienie, nie zaś alternatywę dla tradycyjnych żelazek), można pokusić się o prasowanie przez lnianą ściereczkę, wykorzystując program niskiej temperatury.


Jak należy prać kurtki i płaszcze puchowe?

Wprawdzie poruszałam już tę kwestię, ale w na tyle lakoniczny sposób, że zdecydowałam się pociągnąć dzisiaj ten wątek. Kurtki i płaszcze puchowe należy prać wywrócone na lewą stronę, z wykorzystaniem łagodnego programu niskiej temperatury (np. dedykowanego wyrobom wełnianym) oraz płynu przeznaczonego do delikatnych tkanin. Do bębna pralki należy dodatkowo załadować kilka piłeczek tenisowych. Warto zadbać, by te było odpowiednio wysokiej jakości – kiepsko wykonane niestety mogą pozostawiać nieprzyjemny aromat charakterystyczny dla taniej gumy albo (o zgrozo!) ślady kleju, który w kontakcie z wilgocią może ulegać częściowemu rozpuszczeniu. Wiele kurtek wyprodukowanych jest z tkanin pozostawiających nieestetyczne zacieki, dlatego warto dodatkowo zastosować chusteczki wyłapujące kolor, a po zakończeniu cyklu prania co najmniej dwukrotnie powtórzyć procedurę płukania czystą wodą. Zastosowanie płynów zmiękczających jest w wypadku puchówek niezalecane z uwagi na możliwość zapychania membran oraz uszkodzenia włókien elastycznych.


Jak uratować skurczony sweter?

Pielęgnacja materiałów wełnianych w warunkach domowych często nastręcza sporych problemów. Jedną z powszechniejszych bolączek stanowi kurczenie odzieży po praniu. Czy to oznacza, że należy się z tym ubraniem rozstać? Absolutnie nie. Skutecznym sposobem na przywracanie swetrom oryginalnego rozmiaru jest „kąpiel” w chłodnej wodzie z dodatkiem gliceryny (małe opakowanie na ok. 4 l wody). Powinna ona trwać ok. 20 min i w tym czasie należy co jakiś czas ugniatać ubranie. Następnie, już po wyciągnięciu swetra, należy go lekko wykręcić i naciągnąć. Suszenie należy prowadzić na płasko, co jakiś czas rozciągając ubranie do normalnych wymiarów. Innym rozwiązaniem jest przechowywanie lekko wilgotnego, owiniętego folią aluminiową swetra w zamrażalniku przez kilka godzin. Po wyciągnięciu sweter należy lekko rozciągać, w miarę jak rośnie jego temperatura. Innych popularnych metod (kąpiel w roztworze amoniaku, w wodzie z fasoli czy moczenia w mleku) nie polecam z uwagi na nieprzyjemny, trudny do wywabienia zapach.
Na rynku dostępny jest też gotowy produkt do ratowania skurczonych swetrów. O jego istnieniu poinformowała mnie jedna z moich czytelniczek, za co jestem jej ogromnie wdzięczna.


A co zrobić, gdy sweter ulegnie rozciągnięciu?

Jedynym rozwiązaniem jest w tej sytuacji upranie swetra w podwyższonej temperaturze. Należy się jednak liczyć z tym, że ciepła woda sprzyja spilśnianiu (filcowaniu) materiału.


Czy do prania wełen należy stosować wyłącznie specjalistyczne preparaty?

No cóż… Byłoby idealnie, ale delikatny szampon z niewielkim dodatkiem odżywki do włosów też dadzą radę.


Czy warto kupić droższą golarkę do ubrań?

I tak, i nie. Cena nie zawsze znajduje odzwierciedlenie w jakości. Zresztą, gdybym uważała inaczej, cała „idea” tego bloga wzięłaby w łeb. Warto jednak nabyć taki sprzęt w zaufanym miejscu (np. w sklepie z artykułami gospodarstwa domowego), by zapobiec trwałym uszkodzeniom materiału. Byłoby przecież szkoda powycinać dziury w kaszmirze lub merino.



Dziś to już wszystko. Mam nadzieję, że notatka ta okaże się dla Was ciekawa i pomocna. Pozdrawiam Was serdecznie, Gombka. 

1/02/2016

Dobre, bo polskie - kilka słów o nadwiślańskich torebkach

Zdjęcie pochodzi ze strony internetowej firmy Mumu


Uciekając się do wdzięcznego stereotypu – ponoć kobiety dzielą się na wielbicielki torebek i na te, które wyraźne upodobały sobie buty. Ja mam to nieszczęście, że plasuję się gdzieś pośrodku. Tym razem pozwolę sobie jednak zamilknąć na temat moich obuwniczych obsesji (przyjdzie jeszcze pora, by i temu dać stosowny wyraz) i dokonać krótkiego, w dużym stopniu nasączonego subiektywizmem przeglądu producentów torebek z naszego kraju.  Bo, wbrew obiegowej opinii, nie tylko wódka i pierogi to nasza specjalność. 


Mumu
Adres sklepu online: http://mu-mu.pl/torby.html
Adres biura: ul. Dzika 4a/57, 00-194 Warszawa  (istnieje możliwość zakupu w biurze, po wcześniejszym umówieniu wizyty)

Jedna z najbardziej znanych obecnie polskich marek z „sektora torebkowego”. Została stworzona przed  kilku laty przez grupę przyjaciół z Polski, Włoch i Szwecji. Obecnie wyroby sygnowane logiem Mumu powstają na terenie Italii i naszego kraju. Proces wytwarzania ma w dużej mierze charakter rękodzieła – jak deklaruje producent są doń zaangażowani rzemieślnicy o bogatym doświadczeniu i wyjątkowym zmyśle estetycznym. Na uwagę zasługuje fakt, że produkty podlegają nie tylko tzw. analizie postmortem (tj. badaniom jakości gotowego wyrobu), ale testom na każdym z etapów produkcyjnych, co zapewnia najlepszy rezultat końcowy. Warto również zauważyć, że firma obok kilku fasonów oferuje również możliwość personalizacji, obejmującej zarówno modyfikacje propozycji projektantów, jak i możliwość stworzenia całkowicie nowego modelu, najlepiej odpowiadającego potrzebom potencjalnej klientki. We wpisie „Koncert życzeń” dałam wyraz własnym torebkowym preferencjom, nikogo więc chyba nie zaskoczy fakt, iż projekty Mumu idealnie się w nie wpisują. Do tego stopnia, że właśnie odkładam na swój pierwszy egzemplarz tej marki. Pragnę uspokoić w tym miejscu te czytelniczki, które wyobrażają sobie, jak funkcjonuję o czerstwym chlebie i najpodlejszym pasztecie z Biedronki (jakkolwiek często robię tam zakupy). Aż do takich poświęceń w imię mody skłonna nie byłam i nie jestem. Co nie zmienia faktu, iż chciałabym ujrzeć w swoich łapkach takie cacko z tradycyjnie garbowanej skóry cielęcej, o pięknym, jedwabistym wykończeniu.


Zofia Chylak
Adres sklepu online: https://shop.chylak.com/pl/
Adresy sklepów stacjonarnych:
HORN & MORE ul. Chopina 5 B Warszawa +48 22 628 40 07
KYOSK ul. Koszykowa 1 Warszawa +48 512 661 450
LOULOU ul. Półwiejska 42 Poznań +48 669 084 489
MINIMAL MUSE Vilniaus gatvė 23 Kaunas, Litwa +37 0 622 316 80
POLLYAl. 3 Maja 16 Warszawa
SHE’S A RIOT ul. Mysia 3 (2. Piętro) Warszawa

Działalność tej marki przebiega dwutorowo. Z jednej strony nowoczesne, choć dalekie od konfliktu z tradycją, suknie ślubne. Z drugiej torebki. Założenie jest proste – wysoka jakość, doskonały materiał, solidne rzemiosło, dopieszczenie detali. No i charakterystyczny styl. Myślę „Zofia Chylak”, a przed moimi oczyma pojawiają się czarne worki, których klasyczny fason został przełamany fakturą, imitującą skóry egzotyczne. Trzeba przyznać, że marka na dobre zadomowiła się w świadomości konsumenckiej, co dziwi o tyle, że produkcja torebek z tym logotypem ruszyła przed niespełna dwoma laty.


Lull
Adres sklepu online: http://lull.com.pl/pl/c/Sklep/15

Grupą docelową są te kobiety, które nade wszystko cenią sobie wygodę, prostotę i funkcjonalność. Flagowymi produktami marki są worki i shoppery. Podobnie, jak w wypadku Mumu i Chylak, istotny cel stanowi wysoka jakość wykonania, a projekty realizowane są z wykorzystaniem starannie wyselekcjonowanych włoskich skór cielęcych.



Misoui
Adres sklepu online: http://shop.misoui.com/
Adres sklepu stacjonarnego: Butik “Macaroni Tomato” ul. Rozbrat 22 – Warszawa Powiśle (wyłącznie kolekcja męska)

To, co wyróżnia Misoui na tle konkurencji, to unikalny sposób wytwarzania. Zaplecze techniczne pamiętające XIX stulecie, wysoki udział rękodzieła w procesie wytwarzania, tradycyjny sposób garbowania skór, uciekanie się do klasycznych metod wybarwiania, wykorzystujących pigmenty pochodzenia roślinnego... Tradycja w nowoczesnym wydaniu, pięknie rozumiana klasyka, luksus przez duże L.



Przywara Strzałka
Adresy sklepów stacjonarnych: 
DESIGNERS PLACE (http://www.designersplace.pl) ul. Kazachska 1 Warszawa
RZECZY SAME (http://www.rzeczysame.pl) ul. Nadwiślańska 11 Kraków

Bodaj największym atutem produktów tej marki jest stosowanie skóry juchtowej. Przez swoje gapiostwo nie uwzględniłam tego gatunku w krótkim zestawieniu przy okazji notatki „Kilka uwag o wyrobach skórzanych”. Tym razem mam nadzieję się jednak zrehabilitować. Juchta to flagowy wyrób rosyjski, garbowany z wykorzystaniem kory brzozy lub wierzby, a charakteryzujący się podwyższoną odpornością na niskie temperatury. Jeśli więc pragniecie czegoś, co przetrwa niejedną zimę, a odpowiada Wam minimalistyczne wzornictwo, radzę poszukać torby w ofercie właśnie tej marki. Tym bardziej, że ceny są naprawdę umiarkowane.



Hoffman

Firma ta oferuje kilka, w porywach do kilkunastu fasonów toreb, ale barwa i rodzaj zastosowanej skóry pozostaje już samodzielną decyzją klienta. Aby ułatwić konsumentowi wybór, przed złożeniem ostatecznego zamówienia istnieje możliwość otrzymania bezpłatnego próbnika, dającego lepsze (niż tylko zdjęcie) wyobrażenie na temat faktycznej kolorystyki i prezencji danego wykończenia.


Dziki Józef

Firma rodzinna o łódzkim rodowodzie. Na rynku od 2012 roku. Świetne, codzienne torby,  z fajnym sznytem. Pozostaje tylko ubolewać, że cennik dostępny jest dopiero po skontaktowaniu się z właścicielami.



Jestem ciekawa, jakie są Wasze doświadczenia z torebkami tych marek. Mam również nadzieję, że post ten przypadł Wam do gustu. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku – pozdrawiam Was serdecznie, Gombka. 


12/24/2015

11/28/2015

Jeśli nie akryl to co? O swetrach z sieciówek


Dynie, herbatki, piernikowe latte... Niby leit motiv, swoisty refren przewijają się na blogach każdej jesieni. Celebracja długich, chłodnych wieczorów byłaby jednakże niepełna, gdyby nie stosowny sweter. I tu pojawia się pytanie - czy popularne sieciówki mają w swej ofercie wyłącznie wełnę mitycznego akrylowca? By móc odpowiedzieć, postanowiłam przyjrzeć się bliżej asortymentowi wybranych sklepów. Dokonując poniższego zestawienia, zależało mi raczej na uchwyceniu pewnej tendencji. Wybrałam więc kilka typów o prostym fasonie, w dodatku często utrzymanych w nudnej, stonowanej kolorystyce, tym sposobem koncentrując się raczej na składach surowcowych niż na wyrafinowanym designie.

1. H&M


Skład surowcowy: Moher 52%, Poliamid 35%, Wełna 13%
Cena: 149,90 zł

Na uwagę zasługuje zaskakująco wysoki (jak na sieciówkowe standardy) udział włókien wełny kozy angorskiej. To cieszy, bo ta charakteryzuje się znakomitymi właściwościami termicznymi, idącymi w parze (co wcale nie jest takie oczywiste) z zupełnie niezłą trwałością. Za nadanie elastyczności odpowiada tu poliamid - nie ma co się zrażać jego obecnością, wszak spośród rodziny syntetyków, to właśnie on odznacza się zupełnie przyzwoitą przepuszczalnością powietrza, co czyni jego użytkowanie komfortowym. 


Skład surowcowy: Kaszmir 100%
Cena: 299,00 zł

Przyznaję uczciwie - nie widziałam go na żywo, więc w razie zakupów, radziłabym zachować zdrowy rozsądek. Wielokrotnie o tym nadmieniałam, ale nie zaszkodzi wspomnieć o tym po raz kolejny - łatwo zachłysnąć się składem surowcowym, figurującym na etykiecie. Podobnie jak w wypadku zwykłych bawełnianych koszulek, istotnym parametrem, pozwalającym za dokonanie oceny jakości wyrobu, jest gramatura. O ile inne gatunki wełny (nawet te wysokiej klasy) potrafią występować w formie cienkiej jak bibuła, przejrzystej "gazy", tak przyzwoity kaszmir nie powinien mocno prześwitywać, przy dotyku "rozjeżdżając" się między palcami. Wyroby wykonane z wełny kaszmirskiej można znaleźć również w innych popularnych sklepach - m.in. w Zarze, Uniqlo (polecam, rewelacja), Mango czy w C&A. Sama posiadam dwa swetry tej ostatniej marki, ale w ich wypadku stanowczo odradzam zakupy online - zarówno sama jakość, jak i rozmiary to sprawa mocno loteryjna. Różnice są wyraźne nawet w obrębie jednego fasonu i odcienia (!).

2. COS


Skład surowcowy: Wełna merino 100%
Cena: 300,00 zł

Wełna merino, zwłaszcza ta dziewicza, pochodząca z pierwszej strzyży, odznacza się wyjątkową miękkością i delikatnością. Przynajmniej w teorii, bo, jak to bywa w wypadku wełen, uczucie gryzienia i drapania ma w sobie spory udział subiektywizmu. Ten konkretny model to świetna propozycja dla wysokich kobiet.


3. Marks&Spencer



Skład surowcowy: Wełna 100%
Cena: 45,00 funtów

Marks and Spencer na ogół kojarzy się z działem delikatesowym i bardzo konserwatywnym, nieco babcinym nawet wzornictwem. Warto jednak czasem pokonać wewnętrzne opory, tym bardziej, że ichnie dzianiny często wyposażone są w certyfikat Woolmark, przyznawany najwyższej jakości wyrobom z czystej wełny.

4. Benetton


Skład surowcowy: Dziewicza wełna szetlandzka 100%
Cena: 139,00 zł

Benetton to kopalnia niezłych, europejskich dzianin za małe pieniądze. Ich koronnym produktem jest wprawdzie merino, ale jakby na przekór postanowiłam zaprezentować szetlanda. Lojalnie przestrzegam alergików i wszystkich tych, którzy od swetra oczekują miękkości - to nie jest wyrób dla Was. Jednak zmarzluchy, którym niestraszne uzbrojone w kły swetrzyska, powinni być ukontentowani. 

5. Woolovers



Skład surowcowy: Wełna merino 70%, kaszmir 30%
Cena: 48,00 funtów

Skład? Dla mnie bomba. Niestety nigdy nie miałam w rękach wyrobów tej marki, toteż nie jestem w stanie wypowiedzieć się na temat jakości. Sądząc po zdjęciach, mogę przyczepić się jednego - kieszonki z całą pewnością urody temu kardiganowi nie przydają.

6. Olimpia

Skład surowcowy: Wełna 80%, Poliamid 20%
Cena: 59,00 zł (pierwotnie 199,00 zł)

No i polski akcent. W wypadku Olimpii najsłabszym ogniwem pozostaje nieciekawe, zgrzebne wzornictwo. A wielka szkoda, bo składy surowcowe (mieszanki lnu i jedwabiu przewijające się regularnie przez wiosenne kolekcje!) nieraz są przyzwoite. A w każdym razie dużo ciekawsze niż konkurencyjnego Solara, który ostatnimi czasy podpadł mi sprzedawaniem wiskozy za nieadekwatnie duże pieniądze.


Tradycyjnie już mam nadzieję, że wpis okazał się dla Was ciekawy i przydatny. Wiem, ostatnimi czasy jestem na bakier z systematycznością. Mogę tylko wyrazić nadzieję, że niebawem uda mi się wygospodarować więcej czasu, by regularnie publikować wpisy, zwłaszcza o formule zbliżonej do tej z początków blogowania. Pozdrawiam Was serdecznie, Gombka




10/24/2015

Koncert życzeń, czyli co Gombka chciałaby ujrzeć w swej szafie

  Pod wpływem Waszych próśb, postanowiłam odrobinę sprzeniewierzyć się własnemu postanowieniu o nieporuszaniu tematyki typowo modowej. Dziś więc zamiast zwyczajowego ględzenia o materiałach i ich pielęgnacji, będzie co nieco o mym guście i o odzieżowych upodobaniach. W poniższym zestawieniu znalazły się zarówno rzeczy, które zapewne niebawem zasilą szeregi mojej garderoby, jak i takie, które w najbliższym czasie będą tkwić, gdzieś tam, w sferze mrzonek. 

1. Ubrania z metką Jil Sander 




Nie będę ukrywać - estetyka proponowana przez Sander jest mi bardzo bliska. Oczywiście nie jestem bezkrytyczna, nie wszystko mi odpowiada (dodatki to najsłabsze ogniwo), ale prostota, stonowana kolorystyka, taka bardziej dziewczęcość niż kobiecość, to coś, co w ubiorze lubię najbardziej. Zwłaszcza w zestawieniu z dobrą jakością i solidnym krawiectwem. 


2. Płaszcz Burberry


Wbrew obiegowej opinii Burberry to marka żywo reagująca na zmieniające się trendy. Tak jest obecnie, tak też było w przeszłości, właściwie niezależnie od tego, kto akurat zasiadał na stołku dyrektora kreatywnego. Spośród zdjęć egzemplarzy z dziwnymi przeszyciami, wykonanych z metalizowanej skóry czy z jakimiś zdobieniami, udało mi się wyłapać ten model. Prosty i obłędnie zwyczajny, w dodatku najkorzystniejszej (moim zdaniem, rzecz jasna) długości. Najbliższy mojej prywatnej definicji klasyki. Gdybym dysponowała stosowną kwotą, z pewnością celowałabym w coś podobnego.

3. Sukienka Lacoste


Sukienki Lacoste (jakby żywcem wyciągnięte z garderoby Margot Tenenbaum) od dłuższego czasu tkwią na mojej chciej-liście i niewykluczone, że niebawem zakończy się to zakupem. Od letnich, o jednoznacznie sportowym charakterze minimalnie wolę jednak te przeznaczone na chłodniejsze pory roku. Proste, wełniane, stanowiące jedynie luźną aluzję do tenisowego rodowodu marki. 

4. Mokasyny Shoepassion

Mokasyny to zdecydowanie mój ulubiony typ obuwia. Nie mniej wygodne, co popularniejsze baleriny, w moim odczuciu jednak zdecydowanie ładniejsze. W gombkowej szafie bardzo brakuje czarnej pary, a te wydają się idealne. Całkiem zgrabne, szyte ramowo "norweżki" (w przypadku innych fasonów obuwia nie przepadam za tym typem kopyta, w wypadku mokasynów zupełnie mi to jednak nie przeszkadza) na skórzanym rendenbachu. To musi się udać. 

Przy okazji warto nadmienić, że od niedawna funkcjonuje stacjonarny sklep marki. Mieści się on w Warszawie przy ulicy Kruczej 46. 

5. Jedwabna koszula Wólczanki


Od niedawna docierają do mnie głosy, że jakość Wólczanki (firmy w moim mniemaniu kultowej) pozostawia sporo do życzenia. Niebawem przyjdzie pora na weryfikację tych doniesień, bo akurat znajduję się na etapie poszukiwań idealnej białej bluzki. Mam ochotę na jedwabną i swe kroki zapewne w pierwszej kolejności zwrócę właśnie do sklepu sygnowanego wólczankowym szyldem.

6. Torebka Mansur Gavriel

Jeśli o torebki chodzi, to najbardziej odpowiada mi odrobinę zgrzebne, nieco harcerskie wzornictwo. Worki Mansur Gavriel najlepiej tym wymogom odpowiadają. Niestety, obok ceny, przed zakupem powstrzymuje osobliwa strategia handlowa.

7. Wełniany płaszcz o fasonie szlafroka



Mój płaszcz zimowy wprawdzie ma się całkiem nieźle, ale jakoś nie przeszkadza mi to rozglądać się za nowym. Moją uwagę przykuł model z aktualnej kolekcji COS. Wprawdzie wolałabym granatowe okrycie wierzchnie, ale piękny w swej prostocie fason skutecznie rekompensuje w mych oczach tę drobną niedogodność.

8. Kaszmirowy kardigan



Jak dotąd nie myślałam o żadnym konkretnym wyrobie. Zależy mi na czymś skromnym, do bólu zwyczajnym, koniecznie bez kieszonek. Mogłybyście mi coś polecić?

9. Okulary korekcyjne Oliver Peoples Banks


Wprawdzie podpunkt ten niezupełnie wpasowuje się w tematykę dzisiejszego wpisu, ale... Okulary towarzyszą mi od kilkunastu lat i nie wyobrażam sobie rezygnacji z nich na rzecz soczewek. Okulary to integralny element mojej osoby. Najbardziej lubię (i na szczęście najkorzystniej w takich wyglądam) fasony w duchu wczesnych lat 60-tych.


Mam nadzieję, że taka forma wpisu przypadła Wam do gustu. Jestem ciekawa, jak oceniacie mój gust. Czekam na Wasze komentarze. Pozdrawiam serdecznie, Gombka.




10/10/2015

Gadżety i preparaty ułatwiające dbanie o ubiór


         Wprawdzie o tematykę tę zahaczałam już kilkukrotnie, ale dziś zdecydowałam się zebrać i odpowiednio uzupełnić te informacje, nadając komunikatowi bardziej skondensowaną formę.


Wybielacze do tkanin

Z uwagi na mechanizm działania można wyodrębnić dwie zasadnicze kategorie wybielaczy: optyczne oraz chemiczne. Te pierwsze mają za zadanie jedynie maskować nieestetyczne zabarwienie, obserwowane w toku użytkowania. Koronnym przykładem jest tutaj ultramaryna, sprzedawana w formie proszku o intensywnie błękitnym lub fioletowym wręcz zabarwieniu. Stosuje się ją wyłącznie po zakończonym praniu, w formie wodnego roztworu o temperaturze dostosowanej do danej grupy rzeczy. Wybielacze chemiczne natomiast wchodzą w reakcję z substancjami, które osadziwszy się na włóknie, powodują jego szarzenie bądź żółknięcie. Produkty takie na ogół sprzedawane są w formie dwuskładnikowej, a rolą konsumenta jest ich zmieszanie i następne wprowadzenie do odpowiedniej objętości wody o określonej temperaturze. Zazwyczaj, by zadziałać, wymagają one (w odróżnieniu od wybielaczy optycznych, skutecznych właściwie od razu, ale też krótkodystansowo, bo do następnego prania) nieco czasu – od 1 do nawet 8 godzin. Stosując specyfiki z tej kategorii należy bezwzględnie stosować się do zaleceń podanych na etykiecie/ulotce informacyjnej – w wielu wypadkach produktem ubocznym ich stosowania jest wydzielający się tlenek węgla (czad), toteż należy zadbać, by cała operacja wykonywana była przy otwartym oknie w dobrze wentylowanym pomieszczeniu, a jeszcze lepiej na otwartej przestrzeni, np. na tarasie lub balkonie. Nie wolno się też nachylać nad miską, a zanurzając w takiej kąpieli ubrania, dobrze zaopatrzyć się w ochronne rękawice. Tego typu zabieg cechuje wysoka skuteczność, ale nie należy praktykować tego zbyt często, gdyż może mieć to negatywny wpływ na żywotność elementów naszej garderoby.


Rolki i szczotki odzieżowe

Obawiam się, że przy okazji wcześniejszych wpisów wzmiankowałam na ich temat na tyle dużo, że zupełnie wyczerpałam już temat. Poczułam się jednak w obowiązku do przypomnienia o istnieniu tych, jakże użytecznych, gadżetów.


Kule oraz siatki do prania bielizny i delikatnych tkanin

            Przy okazji tego wpisu pozwoliłam sobie wspomnieć o kulach do prania staników. Wprawdzie należy pamiętać, że nie zastąpią one tradycyjnego prania ręcznego, ale w zestawieniu z łagodnym programem pralki i delikatnym płynem, z pewnością choć trochę przedłużą żywot naszej bielizny.

            Zakup siatki natomiast to doskonały pomysł, gdy w naszej szafie nie brak delikatnych, „wiotkich” materiałów jak jedwab, koronki czy szyfon. Zastosowanie takiej formy ochrony sprawdzi się również w wypadku ubrań o licznych elementach dekoracyjnych, takich jak hafty, naszyte koraliki czy kolorowe aplikacje.


Generator pary

            Wielu traktuje to jak zbędny gadżet, inni upatrują w tym godne zastępstwo dla tradycyjnego żelazka. Ja, tego typu wynalazki, postrzegam raczej w kategoriach „produkt uzupełniający”. Dlaczego? Uważam, że nie ma szans, by w wypadku koszul czy spodni sprawdził się równie dobrze, co klasyczny sprzęt do prasowania, ale z drugiej strony jest niezastąpiony, jeśli w grę wchodzą okrycia wierzchnie oraz ubrania z potencjalnie problematycznych materiałów, jak jedwab czy skóra.


Ocet spirytusowy

Przede wszystkim to doskonały zamiennik tradycyjnego płynu do płukania tkanin. Ma nad nim tę przewagę, że nie pozostawia charakterystycznej, odrobinę tłustawej warstewki, niepożądanej zwłaszcza w wypadku ręczników, które mogą stawać się sztywne i szorstkie. Ocet ogranicza również wymywanie ciemnego pigmentu, dzięki czemu z pewnością docenią go wszystkie wielbicielki czerni i denimu. Stosowany w rozsądnych ilościach, w postaci wodnego roztworu zastąpi również specjalistyczne produkty przeznaczone do oczyszczania skór licowych.


Golarka do ubrań

            Niby nic, a potrafi tchnąć nowe życie w ulubiony sweter lub szalik. Przeglądu garderoby pod kątem zaciągnięć i zmechaceń warto dokonywać możliwie często – niestety golarki zwykle nie radzą sobie ze znacznymi uszkodzeniami.


Absorbentki

            Jestem gorącą zwolenniczką segregowania odzieży z uwagi na kolor (no dobra, głupio to zabrzmiało). Nie zawsze jest to jednak takie proste. Bo cóż czynić, gdy mamy pojedynczą rzecz o danej (i to jeszcze, nie daj Panie Boże, intensywnej) barwie, albo (co nawet gorsze) ubrania wzorzyste, wielokolorowe? Prać ręcznie? Nie zawsze przecież istnieje taka, uzasadniona również innymi względami, konieczność. Osobno? Zupełnie bez sensu. Szczęśliwie na wprost konsumenckim potrzebom wyszli producenci produktów piorących, wypuszczając na rynek chusteczki, mające na celu pochłanianie częściowo rozpuszczonego barwnika. Obecnie można je znaleźć w ofercie wielu marek, dostępnych właściwie we wszystkich popularnych drogeriach oraz sklepach specjalizujących się w sprzedaży chemii gospodarczej.


Soda oczyszczona

            Naniesiona za pomocą szczoteczki (choćby takiej, przeznaczonej do czyszczenia paznokci) pasta, powstała na skutek dodania do sody oczyszczonej niewielkiej ilości wody, świetnie sprawdzi się do wybielania elementów gumowych w obuwiu sportowym.


Piłki tenisowe

            Niezbędnik każdego posiadacza odzieży puchowej. Kilka piłek wrzuconych wraz z kurtką do bębna pralki skutecznie zapobiegnie zbijaniu się oraz utracie puszystości pierza. Warto zadbać, by piłki były starannie wykonane – nie powinny one pod wpływem wilgoci puszczać kleju, a i lepiej, by nie wydzielały zbyt intensywnego aromatu taniej gumy.


Przybornik do szycia

            Warto mieć w swoim domu choćby podstawowy zestaw igieł i kilka zwojów nitek, o kolorach dobranych do naszych ulubionych ciuchów. W razie drobnej awarii pozwolą nam na samodzielne opanowanie sytuacji. Sama po każdym praniu, gdy wszystko zdąży wyschnąć, dokładnie przeglądam swoje rzeczy pod kątem wiszących nitek, odpadających guzików czy zmechaceń, z którymi to rozprawiam się natychmiast. Pozwala mi to uniknąć późniejszego zaskoczenia. Jestem również zwolenniczką cerowania, o ile oczywiście dziura jest mała i zlokalizowana w mało widocznym miejscu. Niestety, nie czuję się na siłach, by stawać w szranki z panem Molesleyem, który swoim słynnym niewidocznym ściegiem, potrafił uratować ulubiony płaszcz lorda Grantham.


Mydło odplamiające

Rzecz, bez której nie wyobrażam sobie swojej łazienki. Świetnie sprawdza się nie tylko do usuwania plan (nawet tych potencjalnie problematycznych jak ślady owoców czy wina), ale również do punktowego odświeżania tych materiałów, które niekoniecznie lubią częsty kontakt z wodą. Jest też niezastąpione w przypadku przedłużania żywotności ubrań wykonanych z wiskozy – te, jak już nieraz wspominałam, mają przykrą tendencję do „łapania” wszelkich zapachów. Dokładne oczyszczenie za pomocą takiego mydła strategicznych rejonów (np. okolice pach w bluzkach) przed planowanym praniem potrafi odwlec ten efekt w czasie. Pisząc to, bazuję na doświadczeniach mojej siostry, która w przeciwieństwie do mnie, nie unika produktów przeróbki celulozy.

Podstawową zaletą takich mydeł, w stosunku do odplamiaczy w formie żelu, jest stosunkowo łagodna dla dłoni, przebadana dermatologicznie, formuła. Wprawdzie należy się liczyć ze wzmożonym przesuszeniem, ale ryzyko podrażnień, reakcji alergicznej czy (o zgrozo!) poparzeń jest odpowiednio niższe.

I ostatnia uwaga – produkt, mimo iż z założenia stosunkowo łagodny, może prowadzić do depigmentacji włókna, dlatego przed przystąpieniem do odplamiania, wskazane jest wykonanie próby na niewielkim obszarze, ulokowanym w mało widocznym miejscu.


Produkty pielęgnacyjne do obuwia i wyrobów galanteryjnych

            Absolutną podstawą jest krem pielęgnacyjny do skór licowych i impregnat w formie sprayu, przeznaczony do zabezpieczania skór typu Darwin oraz zamszu i nubuku. Jeśli szczególnie lubimy skóry szorstkie, ale naszą bolączką są powstające na ich powierzchni odbarwienia można pokusić się o zakup specjalnej pasty. Z kolei wielbiciele butów na skórzanej podeszwie powinni zainteresować się olejem przeznaczonym do ich pielęgnacji. Świetny wpis na temat dbałości o obuwie popełnił swego czasu Mr Vintage.



Tradycyjnie – mam nadzieję, że tekst okazał się pomocny i ciekawy. Zachęcam też do komentowania. Zdaję sobie sprawę, że ostatnio częstotliwość nadawania notek nieco spadła – mogę jedynie w tym miejscu wyrazić swoje ubolewanie nad brakiem czasu. Pozdrawiam serdecznie.

9/29/2015

Kapryśny królewicz – jedwab


Cesarzowa Xi Lingshi, zaniepokojona, co też niszczy drzewa morwowe – dumę pałacowych ogrodów, przyniosła jednego ze szkodników do swych komnat. Przypadkowo upuściwszy kokon do wrzątku, odkryła, że dobywa się zeń włókno o unikalnych właściwościach. To chińskie podanie opisuje odkrycie jednego z najbardziej ekskluzywnych i pożądanych materiałów odzieżowych. Choć dziś Państwo Środka nie ma nań monopolu, a wyroby jedwabne przestały być przywilejem klas wyższych, jedwab nadal stanowi symbol klasy i elegancji.


Właściwości jedwabiu

Jedwab nie bez kozery cieszy się opinią najbardziej ekskluzywnego surowca odzieżowego na świecie. Poza niewątpliwymi walorami wizualnymi do jego największych zalet należy zdolność termoregulacji, czyli dostosowywania się do temperatury ciała swojego właściciela. Czyni go to najlepszą opcją na upalne dni, ale warto zauważyć, że świetnie sprawdzi się również przy chłodnej, wietrznej pogodzie. Jedwabne apaszki może i wydają się niepozorne, ale w istocie są w stanie zapewnić odpowiedni komfort termiczny nawet jesienią (no na zimę jednak wolę kaszmirowe szale, choć to oczywiście tylko moje stanowisko). Ponadto cechuje go wysoka higroskopijność – włókno jedwabne, zachowując suchość, jest w stanie pochłonąć wilgoć w ilości sięgającej 30% własnej masy. W tej kategorii konkurencję może stanowić jedynie wełna. A jeśli już o niej mowa… Jedwab ma nad nią tę przewagę, że jest hipoalergiczny. W dodatku bardzo szybko schnie.

Włókna jedwabne stanowią również doskonały surowiec do produkcji bielizny pościelowej. Zawierają one w swej strukturze głównie fibroinę i serycynę (tj. białka, które w ludzkim organizmie odpowiedzialne są za nadanie elastyczności i sprężystości), toteż sprzyjają zachowaniu włosów i naskórka w odpowiedniej kondycji. W myśl prastarej chemicznej zasady „podobne lubi podobne”. Warto również zauważyć, że jedwab stanowi również przykład antystatyku, co nie tylko zapobiega kumulowaniu w jego strukturze roztoczy, ale pozwala również na jego odróżnienie od tańszych zamienników.


Jak odróżnić jedwab naturalny od imitacji?

Nie jest to wprawdzie zadanie tak łatwe jak w wypadku galanterii skórzanej, niemniej jak najbardziej możliwe. Wymaga po prostu odrobiny wprawy. Jedwab cechują dość specyficzne w stosunku do swych tańszych odpowiedników – rayonu (produktu przetwórstwa celulozy, popularnego zwłaszcza na rynku amerykańskim) i terylenu (syntetyku z rodziny poliestrów; czytelnicy prozy Hollinghursta pewnie kojarzą ten materiał jako surowiec do produkcji much i krawatów noszonych przez angielską klasę średnią) – właściwości optyczne. Jest to zauważalne zwłaszcza przy mocnym nasłonecznieniu oraz przy sztucznym oświetleniu. Jedwab ma inny, dużo bardziej szlachetny, nieco wilgotny połysk (wyjątek stanowi tu matowa krepa).

 Ponadto zupełnie inaczej zachowuje się on w dotyku. Jedyne w zasadzie, co mogę poradzić to tworzenie materiału porównawczego, własnej bazy danych – innymi słowy oglądanie i dotykanie w sklepach wyrobów oznaczonych na etykiecie jako wykonane z czystego jedwabiu.


Jedwab dębowy a morwowy        

Z uwagi na sposób pozyskiwania włókna można wyodrębnić dwie kategorie jedwabiu: morwowy (hodowlany, ang. „mulberry”) i dębowy (występujący dziko, tzw. jedwab Tussah). Ten pierwszy charakteryzuje się wyjątkową delikatnością i gładkością, zachowując jednocześnie wysoką elastyczność i wytrzymałość. Surówka jedwabiu hodowlanego ma specyficzny, lekko zielonkawy kolor, określany zwykle jako barwa nefrytowa. Jedwab Tussah natomiast jest bardziej szorstki, mniej elastyczny, w dodatku o czarnym lub ciemnoszarym zabarwieniu – do jego wybielania (etap konieczny przed naniesieniem właściwego pigmentu) stosowane są substancje, które potencjalnie mogą podrażniać ludzką skórę. Chińczycy zwykli porównywać włókno morwowe do skóry dziecka, Tussah natomiast do skóry staruszka – takie postawienie sprawy wydaje mi się wyjątkowo trafne.


Nazwy handlowe włókien jedwabnych

greża – surowe włókno jedwabne

trama – luźna przędza jedwabna, wykonana z kilku pojedynczych nitek greży

grenadyna i kordonek – silnie skręcone włókna jedwabne. Ta pierwsza stanowi przykład przędzy jedwabnej, kordonek natomiast to pojedyncza nitka

szapa – jedwabna czesanka

organzyna i ondula – przykłady przędzy jedwabnej

mulina – przędza do haftowania, wielobarwna

filozela – nieskręcana nić jedwabna



Typologia tkanin jedwabnych

aksamit – ciężki materiał o specyficznej, włoskowatej powierzchni, przypominający nieco skóry szorstkie, w szczególności nubuk

brokat – przetykana lśniącą (na ogół złotą bądź srebrną) nicią tkanina o dużej masie. Charakteryzuje się ona wypukłym wzorem

bureta – tkanina powstała z odpadowej przędzy jedwabnej

faille – charakteryzująca się poprzecznym prążkowaniem gruba tkanina jedwabna

fular – tradycyjnie znajduje on zastosowanie w produkcji krawatów. To surowiec o wyjątkowej miękkości i dużej różnorodności wykończeń – istnieją bowiem fulary o splocie skośnym, płóciennym, a nawet o atłasowym wykończeniu

glace – tkanina, w której wątek i osnowa są różnej barwy. Glace cechuje szczególny, bardzo intensywny połysk

iluzja – nazwa jest tu wyjątkowo adekwatna, bo iluzja to wyjątkowo delikatna, wiotka i w dodatku przezroczysta tkanina

kanaus – tkanina jedwabna, wywodząca się z terytorium dawnej Persji

krepa – powstaje z silnie skręconych włókien jedwabnych. Krepa to materiał o specyficznej, nieco falistej strukturze. W odróżnieniu od innych materiałów jedwabnych jest silnie matowa

lama – tkanina poprzetykana cienkimi włókienkami metalowymi

lampas – ma chiński rodowód. Kojarzy się głównie (i słusznie) z pasami przebiegającymi wzdłuż nogawki spodni od wojskowego munduru i smokingu

lewantyna – charakteryzuje się splotem skośnym

liberty – atłas jedwabny, bardzo połyskliwy

mora – podobnie jak krepa, tkanina falista z tą różnicą, że mora ma silny połysk

muślin – tkanina o luźnym, płóciennym splocie. Jest cienki i wyjątkowo delikatny. Rozsławiony przez literaturę

panora – tkanina jedwabna

pika – prążkowana tkanina jedwabna o dużej gęstości

pongé – bardzo lekka tkanina jedwabna o splocie płóciennym

prunela – podobna do atłasu, cienka, a jednak wyjątkowo mocna i wytrzymała

sparking – połyskliwy materiał łączący naturalne włókna jedwabne z syntetycznymi

szarmeza – wyjątkowo cienka, delikatna i wiotka

tafta – sztywna, gęsta, połyskliwa tkanina. Przebój studniówek z początku wieku, choć tam w grę wchodziła raczej imitacja

trykotyna – miękka tkanina jedwabna, którą cechuje znaczna grubość



Kilka uwag na temat pielęgnacji

Wysokiej jakości jedwab (zresztą uwaga ta odnosi się do wszystkich surowców tekstylnych pochodzenia naturalnego) powinien przejść etap dekatyzacji, czyli hartowania. Materiał, nim trafi na pulpit krojczego, poddawany jest wpływowi podwyższonej temperatury. W warunkach przemysłowych proces ten realizowany jest dwojako – albo jako kontakt z wodą o podwyższonej temperaturze (zwykle 40 stopni), albo jako oddziaływanie z parą wodną. Włókna ulegają wówczas skurczeniu, a materiał przybiera swój ostateczny kształt. W konsekwencji nie ma obaw, by ulegał on dalszym deformacjom w toku użytkowania (i prania oczywiście). Wielu producentów, nad czym pozostaje jedynie ubolewać, rezygnuje z tego etapu, bo nie dość, że prowadzi do „marnotrawstwa” materiału, to jeszcze wiąże się ze sporym wydatkiem (woda, energia elektryczna, odpowiednia instalacja, personel, itp.). Dlaczego o tym wspominam? Bo bezpośrednio wpływa na to dobór warunków prania. Jestem już nudna, ale lepiej nie podejmować eksperymentów na własną rękę. Producent wie co robi, nakazując pranie chemiczne. Jeśli natomiast mamy do czynienia z jedwabiem dekatyzowanym (a taka informacja powinna znaleźć się na metce), można pokusić się delikatne pranie w warunkach domowych. Włókno jedwabne przypomina nieco swoją strukturą włos ludzki, więc postępowanie powinno przebiegać podobnie jak w wypadku mycia głowy. W grę wchodzi wyłącznie pranie ręczne, w niskiej temperaturze, a wszelkie gwałtowne ruchy (tarcie, szarpanie, mocne ugniatanie, itp.) są absolutnie zabronione. Istotny jest odpowiedni dobór środka piorącego. Niektórzy zalecają użycie łagodnego szamponu (np. takiego dla dzieci), ale tu nakazywałabym ostrożność. Obok substancji myjących szampony zawierają również inne składniki, m.in. ekstrakty roślinne (ot, choćby z rumianku), które niekoniecznie mogą wpływać korzystnie na tkaninę. Najlepszą opcją jest łagodny płyn do prania z proteinami perły. Należy jednak pamiętać, by go dokładnie wypłukać czystą wodą. Jeśli ta jest twarda (łatwo to sprawdzić, przecież twardość wody rzutuje na częstotliwość, z jaką musimy „odkamieniać” czajnik), do miski przed praniem można dodać odrobinkę (dosłownie szczyptę) boraksu. Substancja ta jest zapewne doskonale znana właścicielom zwierząt, gdyż w gospodarstwie domowym tradycyjnie stosuje się ją jako środek do wywabiania śladów (zapachu zresztą też) moczu z dywanów i tapicerek. Jedwab, podobnie jak wełnę, suszymy na płasko i unikamy za częstego kontaktu z wodą. Intensywne suszenie wietrzenie często (choć nie zawsze) w zupełności wystarczy. Co z materiałami domieszkowanymi jedwabiem?  Pierzemy je w analogiczny sposób, co te wykonane z czystego włókna. Choć, jeśli surowcem dominującym (i to o zawartości kształtującej się na poziomie 95%) jest len lub bawełna, można spróbować prania w pralce, oczywiście z wykorzystaniem łagodnego, „wełnianego” programu i stosownego detergentu, a najlepiej w specjalnym worku.

Obok samych właściwości włókna pozostaje jeszcze kwestia stosowanych pigmentów. Te, pod wpływem wilgoci, mogą ulegać rozpuszczaniu. Przypomina mi się w tym momencie znajoma rodziców, która podczas podróży służbowej do Indii skusiła się na zakup belki czerwonego jedwabiu, po okazyjnej cenie. Na jej nieszczęście w drodze powrotnej do hotelu złapał ją deszcz i, w rezultacie, tkanina przybrała nieciekawą, brudnoszarą barwę. Zdegustowana udała się z powrotem do sklepu, gdzie uśmiechnięty ekspedient od progu przywitał ją słowami „Don’t wash at 40 degrees”. No cóż, opowieść ta powinna dać do myślenia…


Polski jedwab

Nie byłabym sobą, gdybym w tym miejscu nie wspomniała o najważniejszym polskim producencie galanterii jedwabnej, czyli Zakładzie Jedwab Polski. Firma obchodziła niedawno swoje 91 urodziny, a hasło „Milanówek” w wielu kręgach do dziś stanowi synonim jakości. Aktualną ofertę firmy oraz wiele ciekawostek na temat jedwabiu (w tym dane dotyczące hodowli jedwabników i procesu produkcyjnego) znajdziecie pod tym adresem


Mam nadzieję, że wpis okazał się ciekawy i pomocny. Zachęcam do komentowania. Pozdrawiam Was serdecznie.