„Tanie mięso psy jedzą. Kto tanio
kupuje, ten dwa razy kupuje” – nie podejmuję się nawet odpowiedzieć na pytanie,
ile razy słyszałam te sformułowania padające z ust mojej mamy. Wypowiadane
często i z głębokim przekonaniem miały w sobie coś z mantry, a coś z niezawodnej
tarczy zbijającej ojcowskie argumenty, gdy dochodziło do nieuniknionej
konfrontacji. Dla jasności – mój tata potrafi docenić szlachetne tkaniny i
dobre krawiectwo, ba – trudno mu z tego zrezygnować, ale chyba wolałby nie mieć
świadomości, z jakim wydatkiem wiązał się zakup jego ulubionego garnituru.
No właśnie, tym sposobem docieramy
do istoty problemu. Czy ta mityczna jakość, definiowana już przez Platona i
Arystotelesa, jest nie do pogodzenia z niskim budżetem? Co robić, jeśli w
naszej skórze żyje rozmiłowany w jedwabiach i pięknym rzemiośle „snob”, ale nie
mamy na nazwisko Kulczyk?
1) Ustal
listę priorytetów
Naprawdę
potrzebujesz markowego parasola o rączce charakteryzującej takim samym składem surowcowym
jak rakieta Rogera Federera? Dobra, nie piszę tego na serio. Mam jednak
nadzieję, że przywołując ten skrajnie wydumany i absurdalny przykład, udało mi
się uchwycić ideę. Sztuka polega na tym, by dysponując ograniczonym budżetem,
ustalić, którym odzieżowym kategoriom poświęcić więcej uwagi (i środków), a w
wypadku których wykazać więcej tolerancji. Dla mnie na przykład kluczowe znaczenie
mają okrycia wierzchnie i galanteria skórzana. Porządny wełniany płaszcz
będzie nie tylko pięknie się prezentował, ale również zapewni odpowiedni
komfort termiczny, dobre torebka i buty natomiast decydują nierzadko o charakterze całego ubioru. Nie zwykłam też
oszczędzać na swetrach, ale to dlatego że zimą temperatura u mnie w pracy
rzadko przekracza 15 stopni. W takich warunkach kaszmir czy szkocka wełna są
nieocenione. Natomiast nie przywiązuję AŻ takiej uwagi do zwykłych,
bawełnianych bluzek. Nie znaczy to oczywiście, że biorę wszystko, co leci. Po prostu
na razie skłonna jestem kupić raczej dwie koszulki z czystej bawełny lub z lnu niż
jedną, ale domieszkowaną jedwabiem lub merino.
Warto
zastanowić się także na czym tak naprawdę nam zależy – na modnym wyglądzie,
atrakcyjnym tu i teraz, czy może na klasyce, które będzie nam towarzyszyć przez
lata. Jeśli skłaniasz się ku drugiej opcji, szukaj rzeczy, które są maksymalnie
proste – zwróć uwagę, czy jakiś detal, z pozoru nieistotny szczegół nas nie
zdradza, nie krzyczy „jestem tak bardzo 2015”.
2) Zdefiniuj
swoje potrzeby
Kupując
ubranie, zastanów się dokładnie nad jego przeznaczeniem. Brzmi banalnie? Wyobraź
sobie, że wchodzisz do sklepu i Twoim oczom ukazuje się prosta jedwabna bluzka,
idealna na letnie dni, a więc w zamierzeniu przeznaczona do częstego
użytkowania. Okazuje się jednak, że jest kłopotliwa i kosztowna w pielęgnacji,
innymi słowy przeznaczona wyłącznie do prania chemicznego. Lojalnie uprzedzam -
ja w takiej sytuacji odpuściłabym sobie zakup. Może i nie mam w sobie ducha
ryzykanta, ale nie przepadam za domowymi eksperymentami. W razie niepowodzenia
zostaje uczucie niesmaku i wydanych na próżno pieniędzy. Zupełnie inaczej ma
się sprawa w wypadku rzeczy na specjalne okazje, zakładanych kilka razy do
roku. Tu jestem znacznie bardziej tolerancyjna i potrafię zaakceptować pewne
niedogodności.
3) Miej
realne oczekiwania
Nie
ma co się łudzić – bawełnianej bluzki za 20 zł raczej nie zapiszesz w spadku
swoim wnukom. Z drugiej strony, trudno oczekiwać, że regularnie prana w
towarzystwie skarpetek w 60 stopniach (zwłaszcza, gdy wybierzemy długi, „pościelowy”
program prania) przetrwa lata w nienagannym stanie. Warto przyswoić sobie
podstawowe zasady dbałości o ubrania, bo te proste tricki potrafią
wydatnie przedłużyć ich życie.
4) Nie
demonizuj sieciówek
W
ostatnim czasie nie cieszą się dobrą prasą, to prawda, ale czasem z tej zalewy
tandety i bylejakości można wyłowić perełkę. Należy jednak zastosować się do
kilku reguł.
a) Nie
gódź się na fuszerkę - przeprowadź wstępne oględziny
Zanim
zdecydujesz się coś przymierzyć, dokładnie przyjrzyj się, jak ta rzecz została
wykonana. Zwróć uwagę na szwy – jeśli już w sklepie są zdeformowane, nie jest
to dobry prognostyk na przyszłość. Luźno przyszyte guziki (choć to akurat łatwo
naprawić), zmechacenia i wiszące nitki zresztą również. O krzywo wszytej
podszewce i suwaku tworzącym fale Dunaju nie ma co wspominać, bo to oczywiste.
b) Uważnie
czytaj metki
Odpowiedni
skład surowcowy to klucz do sukcesu, choć i tu warto zaapelować do zdrowego
rozsądku. Przyzwoitego jedwabiu czy kaszmiru nie da się kupić okazyjnie. W
jakie tkaniny celować? Chyba nikogo nie zaskoczę stwierdzeniem, że najlepsze są
te pochodzenia naturalnego. Nie ma co się jednak zrażać niewielkim (do 15% dla
płaszczy i marynarek, do 5% w przypadku pozostałych elementów garderoby)
dodatkiem włókien syntetycznych – zazwyczaj bardzo skutecznie ograniczają one
wypychanie i rozciąganie się włókna, nie ujmując mu pożądanych właściwości. Oprócz polegania na suchej informacji zawartej na metce wyrobu, warto tkaninę pomacać. Nawet osoby o
niewielkim doświadczeniu, nieprzywiązujące zbyt wielkiej wagi do składów
używają często sformułowań „gruby, porządny materiał; solidny, mięsisty”,
intuicyjnie wyczuwając, że coś jest na rzeczy. Wszystko rozbija się o gramaturę,
czyli masę przedmiotu odniesioną do jego powierzchni. Gramatura to parametr
kluczowy przy wyborze bawełny. W dużym uproszczeniu – im większa, tym lepiej.
Solidna dzianina bawełniana przypomina odrobinę w dotyku mięso. Oczywiście
istnieją też dzianiny bawełniane lekkie jak mgiełka, ale w sieciówkach próżno
ich szukać.
O
materiałach sztucznych, będących produktem przetwarzania pulpy celulozowej, mam
z kolei nienajlepsze zdanie. Te kiepskiej jakości zdają się mechacić od
samego na nie patrzenia. Jeśli więc brakuje nam doświadczenia i nie znajdujemy
się w posiadaniu kryształowej kuli, lepiej odpuścić sobie wiskozową bluzeczkę.
Natomiast włókna sztuczne znakomicie sprawdzają się do produkcji podszewek.
I
kolejna sprawa – miejsce wykonania danej rzeczy. Wprawdzie Chiny wypadają pod
względem jakości coraz lepiej, ale należy mieć na względzie, że sektor Premium rządzi
się innymi prawami niż produkcja masowa. Intensyfikacja produkcji przy
jednoczesnym obniżeniu jej kosztów musi gdzieś znaleźć ujście i z reguły odbija
się to na jakości. Pewne państwa jednak kojarzą się z wyśmienitym wykonaniem – łatwo
uwierzyć w nienaganną jakość włoskich dzianin i butów czy białoruskich lnów. Ja
sama bardzo lubię rzeczy wykonane na terenie Europy, w tym rodzimą produkcję. Niektórzy
producenci podają dodatkowo informację o pochodzeniu materiału – czasem w
sieciówkach można znaleźć tkaniny od tych samych dostarczycieli, u których
zaopatruje się Boss czy Zegna.
Dopiero
wówczas, gdy skład wyda Ci się satysfakcjonujący i nie dostrzeżesz widocznych
wad, zasadne jest pytanie samej siebie o to czy dany ciuch okaże nam się
przydatny i jak go zestawimy. Dlaczego czynić to dopiero na tym etapie? Źle obszyty,
wykonany z lichej tkaniny i tak zalegałby w naszej szafie, nieważne jak dobrze
wpisywałby się w nasz styl.
5) Uważaj
na odzież vintage
Zakupy
w secondhandach to rozrywka dla wytrawnych graczy. Łatwo stracić zdrowy
rozsądek i zachłysnąć się niskimi cenami, metkami znanych marek i świetnymi
składami. Tymczasem wiele z tych rzeczy ma pewne charakterystyczne elementy
kroju lub detale dekoracyjne, które pozwalają na bardzo dokładne
przyporządkowanie ubrania do konkretnej epoki. A to potrafi dać wrażenie
przebrania, teatralnego kostiumu. Owszem, trendy wracają, ale zwykle jako luźne
nawiązanie, reinterpretacja danej tendencji, nigdy jako dosłowne powtórzenie.
Dobrym przykładem są świętujące obecnie triumfy dwurzędowe marynarki. Niby
takie jak z lat 70-tych, a jednak zupełnie inne. Te sprzed 40 lat założone dziś
trąciłyby myszką. Sama miałam kiedyś oryginalny płaszcz Burberry – ze świetnej,
impregnowanej bawełny, z doskonałą podszewką, cudownie obrobiony, z
szylkretowymi guzikami (żadna tam syntetyczna imitacja!). I… cóż z tego.
Konstrukcja ramion nie dość, że robiła ze mnie rugbistę, to jeszcze zdawała się
krzyczeć, że ten ciuch pamięta półmetek thatcherowskich rządów i ślub księcia
Karola z księżną Dianą.
Fajną opcją dla "początkujących" są natomiast drobiazgi vintage - oldschoolowy zegarek potrafi dodać sznytu.
6) Nie
ulegaj stereotypom i pierwszemu wrażeniu
Czasem
w sklepach, które uważasz za zbyt konserwatywne można znaleźć coś sensownego. W
powodzi babcinego wzornictwa nieraz kryją się bardzo solidne klasyki, w dodatku
dużo lepiej skrojone niż w tradycyjnych sieciówkach, które dążą do unifikacji
formy. Tymczasem mali, lokalni producenci, adresujący swoją ofertę raczej do
pokolenia naszych mam, nadal hołdują zasadom klasycznego, damskiego krawiectwa.
7) Nie
oszczędzaj na butach
Bernhard
Roetzel rzekł „Jeżeli, na przykład, praktykant lub student dysponuje 600 dolarami
rocznie na zakupy odzieżowe, powinien połowę tego przeznaczyć na buty. Zrobi
jeszcze lepiej, jeżeli całość wyda na obuwie: powinien dysponować dwiema
parami, ponieważ każda z nich potrzebuje przynajmniej jednego dnia odpoczynku
po każdym dniu noszenia”. Mój dziadek natomiast zwykł mawiać, że w butach
pochodzących z pracowni Kielmana inaczej się chodzi, a nawet myśli. Nie
namawiam od razu do kupowania bardzo kosztownych butów wykonywanych ręcznie,
ale warto na ten element garderoby wydać więcej niż na pozostałe. Chodzi tu i o zdrowie, i o estetykę.
8) Jeśli
czujesz się na siłach - zainteresuj się ofertą zakładów rzemieślniczych
Dobrze
jest mieć zaufane miejsce, do którego bez obaw można zanieść uszkodzoną torbę
czy źle leżący na nas płaszcz. Jeszcze lepiej kogoś, kto pomoże nam za rozsądne
pieniądze zrealizować własną wizję. Znalezienie odpowiedniej osoby jest baaardzo
trudne. Pod tym względem nawet lepiej mają mieszkańcy małych miejscowości. Trzeba
się liczyć z tym, że to raczej nie będzie piękny zakład, a pokój w prywatnym
mieszkaniu, a pan czy pani raczej nie będą śledzić bieżących trendów i mogą nie
mieć świadomości istnienia kogoś takiego jak Marc Jacobs. Za to bywa, że nie sposób
odmówić im wiedzy o materiałach i doborze kroju do sylwetki. Nie jest to jednak
opcja dla każdego, a tylko dla tych, którzy wiedzą dokładnie czego chcą i mają
dobrze zdefiniowane potrzeby.
9)
Bądź łowcą okazji
Internetowe
serwisy aukcyjne, outlety, wymiany ciuchów, sezonowe wyprzedaże – jest tyle
możliwości.
Mam
nadzieję, że moje doświadczenia okażą się Wam przydatne.
Jestem pod wrazeniem twojej wiedzy (i lekkiego piora, bo tekst czytalo sie wybornie) i niecierpiliwie czekam na wiecej
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać.
UsuńPrzeczytałam cały Twój blog i z niecierpliwością czekam na więcej :) Zainspirowałaś mnie do odnalezienia starej, skórzanej myśliwskiej torby, która jest w rodzinie od trzech pokoleń. Może przy odrobinie szczęścia osiedlowy kaletnik przywróci ją do żywych :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWarto zaryzykować, a nuż się uda tchnąć w nią życie. O dobrego kaletnika nie jest łatwo, ale należy się nie poddawać i szukać. Samą skórę może odżywić dobry wosk i renowator do skór - ze swojej strony mogę polecić produkty Saphir. Nie znam lepszych. - literówki moją zmorą
UsuńSama skóra nie była w zły stanie, chociaż pewnie przydałoby się jej odświeżenie. Natomiast z pewnością konieczne będzie doszycie wewnętrznej kieszonki i przyszycie kawałka skórzanej lamówki, która się odpruła.
UsuńPs. Będę wdzięczna za post o spodniach i spódnicach odpowiednich na jesień i zimę :)